Menu
Subskrypcja
Podaj swój adres e-mail, jeżeli chcesz otrzymywać informacje o nowościach i promocjach.
 
U nas kupisz "Replikę"!
Darmowa wysyłka
przy zamówieniu
powyżej 200 zł i płatności przelewem lub kartą
Kontakt
Możesz do nas zadzwonić:
508 899 508
lub napisać:
bearbook(małpa)bearbook.pl

Strona na którą wchodzisz zawiera treści przeznaczone dla osób pełnoletnich
9. Emezi Akwaeke - ŚMIERĆ VIVEKA OJIEGO
Cena 35.50 zł
Cena okładkowa: 44.90 zł
oszczędzasz: 9.40 zł
produkt chwilowo niedostępny

Ocena: 0.00
                   
Autor Emezi Akwaeke
Tytuł Śmierć Viveka Ojiego
Stron 352
Wydawnictwo Filtry


Zobacz koniecznie:

Opis

Nieczęsto mamy w Polsce okazję czytać afrykańską literaturę, a w szczególności dotyczącą tematyki LGBTQ+. Sam Autor w końcowych podziękowaniach do książki wymienia m.in. Gabriela Garcia Marqueza. I rzeczywiście dramatyczna historia Viveka, Osity i kilku dziewczyn z nigeryjskiego miasta, przypomina szczególnego rodzaju "kronikę zapowiedzianej śmierci". To przede wszystkim tragiczna opowieść o ogromnym strachu osób „kochających inaczej”. Z lęku, że najbliżsi odkryją ich skrywaną tajemnicę, wymykają się często od rodziców i tworzą, z podobnymi sobie przyjaciółmi, substytuty domów, które stają się takimi „bańkami” z alternatywną, szczęśliwą i niczym nieskrępowaną rzeczywistością. To jednak z czasem przestaje wystarczać, przynajmniej niektórym z nich…

Przez całe życie czułem się ciężki. Zawsze myślałem, że śmierć będzie ze wszystkiego najcięższa, ale nie była, naprawdę nie była. Życie przypominało bycie ciągniętym w kółko przez beton, mokry, zastygający beton, zasychający z każdym obrotem mojego opornego ciała. Jako dziecko byłem lekki. Wtedy nie miało to wielkiego znaczenia - ślizgałem się w nim, może nawet sądziłem, że to zabawa, coś jak taplanie się w błocie, wydawało mi się, że ta śliskość nigdy się nie zmieni. Ale potem urosłem i beton zaczął na mnie zasychać, aż w końcu zmieniłem się w nierówny kloc, który kruszył się i szorował o twarde podłoże, gubiąc boleśnie odrywane odłamki.

Chciałem pozostać pusty, móc w spokoju siedzieć na gałęzi jak ten orzeł z przysłowia, z kośćmi wypełnionymi powietrzem, ale ciężar mnie odnalazł i nie mogłem nic na to poradzić. Nie mogłem go przegonić, nie mogłem go zmienić, odparować ani stopić. Był odrębny ode mnie, ale przywarł do mojego ciała jak pasożyt. Nie potrafiłem stwierdzić, czy coś ze mną jest nie tak, czy może tak po prostu wygląda moje życie - czy tak właśnie czują się ludzie: jakby beton odrywał im ciało od kości.

Chciałem po prostu porozmawiać z kimś, kto mnie zrozumie, ale teraz stojąc naprzeciw niego, widząc zmęczenie wokół jego ust, oszołomiłem samego siebie. Patrzyłem, jak moja dłoń chwyta go za nadgarstek, palce wbijają mu się w skórę, a ja sam rzuciłem się naprzód i pocałowałem go tak mocno, że uderzyłem zębami o jego zęby, tak jak chciałem go pocałować, odkąd zobaczyłem go siedzącego na moim łóżku w domu rodziców, odkąd obudziłem się tamtej nocy z jego włosami na swoim ramieniu i ciałem tuż przy swoim ciele. Źrenice Viveka rozszerzyły się gwałtownie, kiedy drugą dłonią złapałem go za tył głowy. Wolną ręką uderzył mnie w pierś i próbował się wyrwać, ale nie mogłem go puścić. Nasze spojrzenia były zwarte, dwa wiry paniki, aż w końcu odwrócił twarz. Nadal trzymałem go za tył głowy i nadgarstek.

Zaczęła płakać, tłumiąc szloch o mnie, tak by nie uciekł pod drzwiami i nie wpełzł do pokoju rodziców. Nic nie mówiłem. Trzymałem ją tylko, kiedy trzęsła się z rozpaczy, i sam też płakałem, ale cicho, a moje łzy moczyły jej włosy. Nie mogłem nie tęsknić za nim, kiedy byłem z nią; to tak, jakby ktoś wbił mi łopatę w pierś, a potem przycisnął ją i wyszarpnął, unosząc wszystko, co się na niej zmieści, pozostawiając ziejącą jamę. Ból gęstniał, aż w końcu i ja szlochałęm na głos. Usiłowałem tłumić te dźwięki w przestrzeni między jej szyją a ramieniem, oplatałem Juju rękami, jakbym chciał ratować siebie, a nie tylko ją. Straciłem poczucie czasu, nękany wspomnieniami chwil, kiedy byliśmy tam we troje, kiedy on był żywy i szczęśliwy (...), kiedy tańczył, dziewczyny tańczyły razem z nim, a ja myślałem: "Ja go naprawdę kocham, niech mi Bóg wybaczy, naprawdę go kocham", kiedy był jasny, olśniewający i żywy, mój kuzyn, mój brat, miłość mojego grzesznego życia.

Recenzja dzięki naszemu przyjacielowi Jackowi.