Michaśka wraca do swoich korzeni z "Lubiewa". Młody chłopak, Dianka, szuka szczęścia w Wiedniu, który wydaje się spełnieniem marzenia o zachodnioeuropejskim raju. Wstępem do niego jest jednak męski szalet, w którym zarobić najłatwiej. Na jej drodze staje pewien Polak o wiele obiecującej ksywie Fynfundcfancyś. Obiecującej, bo taka jest długość jego przyrodzenia. I - trzeba przyznać - robi z tego użytek! Ku rozpaczy kolegów z innych krajów wschodniej Europy - którzy są zbyt leniwi w konkurencji z Polakiem-cwaniakiem, męskim samcem, którego sława dotarła za granicę.

A chwilowo w somnambulicznym tańcu wciąż kursowałem i wracałem, bo już się rozniosło po całym klubie, że ten nowy ma wielkiego. "Fynfundcfancyś", "the most famous cock in Zurich" - słyszałem szeptane z wielkim szacunkiem, kiedy przechodziłem wrzucić do szafy grającej piątaka na Michaela Jacksona. Wrzucić piątaka do maszyny z papierosami i wyciągnąć camele. Wrzucić piątkę do automatu z prezerwatywami w kiblu. Taka jedna grecka ciota, wstrętna i pretensjonalna, przegięta jak chorągiewka na wietrze, patrzyła na mnie wilkiem i raz weszła za mną do kibla i próbowała mnie nastraszyć, żebym stąd spierdalał, gdyż psuję interes, ale tylko zabiłem ją śmiechem, lekko poddusiłem i podrapałem po ryju żeby miała pamiątkę i - ryczącą - zostawiłem.

„To książka nie tylko o pryszczatych chłopakach oddających się za kasę bogatym, starym dziadom. To książkach o nas. O nas wszystkich” - pisał o niej Piotr Kofta.